Jak powszechnie wiadomo, wszystko podlega zmianom. Ludzie,
miejsca, uczucia. Tak jest też z nami. Wiele wydarzeń, zmieniło nasze życia i
dlatego do niektórych rzeczy podchodzimy poważniej, inaczej, z innym
światopoglądem. Jak się pewnie domyślacie,
chodzi o coś związanego ze zmianami. Owszem, ale to nie będą zwykłe
przemiany. My się zmieniłyśmy, dlatego też nasz blog się zmieni. Nie będą to
jednak jakieś, drobne metamorfozy wyglądu. Nie… To będą dość radykalne poprawki
wszystkiego. Zaczynamy żyć na nowo i
nasz blog będzie „nowy”.
Nowy wygląd, nowe treści. Tamten rok, zdecydowanie
zawaliłyśmy, dlatego 2014 będzie rokiem metamorfoz. Problemem, jest jednak to,
że przez te ewolucje, możemy stracić wielu z was. Jesteśmy tego w pełni
świadome, ale według nas jest to bardzo potrzebne temu blogowi i nam. Dlatego
nie zdziwcie się, jeżeli z bloga znikną imaginy, a na ich miejscu, będą tylko
rozdziały, lub po jakimś czasie pojawi się tylko notka z linkiem do innego,
całkiem nowego bloga. Moja działalność jako pisarka stoi pod jednym wielkim
znakiem zapytania, gdyż po prostu nie daję rady pisać i opowiadania i imaginów.
Dlatego, razem z Elizą, postanowiłyśmy z czegoś zrezygnować i niestety padło na
imaginy. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie i nie zabijecie za tą decyzję…. Jak mogliście się domyślić, zawieszamy
bloga…. Kochamy Was…
~ Alice
To była nasza wspólna decyzja, którą powiedzmy sobie
szczerze, musicie zaakceptować. Nie zatrzymujemy was. Tak jeszcze „ na
pożegnanie” Alice napisała dla was imagin.
Mamy nadzieję, że wam się spodoba.
~ Eliza
__________________________________________________________
IMAGIN
Z hukiem otworzyłam drzwi do mojego mieszkania. W tym momencie nic się dla mnie nie liczyło. To co było dla mnie całym światem, teraz okazało się być niczym. Zamknęłam drzwi trzaskiem i natychmiast pobiegłam do łazienki. Oparłam się o umywalkę, wciąż nie mogąc powstrzymać łez, napływających do oczu. Upokorzył, zranił, zniszczył…Spojrzałam w lustro. Po drugiej stronie tafli, był wrak człowieka. Rozmazany makijaż, podkrążone oczy napuchnięte od płaczu. Niczym nie przypominał tej sympatycznej i wiecznie uśmiechniętej szatynki. Teraz, ta wesoła dziewczyna, straciła chęć do życia. Jedyne czego pragnęłam, to umrzeć.
On, był całym moim światem. To dla niego, żyłam. Teraz, kiedy wiem jakie świństwo mi zrobił, nie miałam sensu życia. Zdradził mnie. Tak, po prostu. Tak, jakby była to najnormalniejsza rzecz. Jak mógł? Dlaczego mi to zrobił?
Natychmiast sięgnęłam do szafki i wyjęłam z niej żyletkę. Usiadłam pod ścianą, poczym wciąż łkając, podwinęłam rękawy bluzy, . „ Jedno, głębokie cięcie.” – pomyślałam. Było mi ciężko, ale to było jedyne wyjście, by skrócić swoje cierpienie. Przyłożyłam żyletkę do ręki i szybko przeciągnęłam nią po delikatnej skórze. Zrobiłam jeszcze parę cienkich kresek, na poprzednich bliznach i oparłam głowę o ścianę. Moje cierpienie wylewało się ze mnie wraz z krwią. Białe płytki, powoli zabarwiały się czerwoną cieczą. Czułam jak tracę siły życiowe. Jak życie któro mnie wypełniało, teraz ze mnie ulatuje. Moje serce, biło w coraz wolniejszym rytmie. Zamknęłam oczy.
Zaczynałam tracić przytomność. Nie wiem ile czasu minęło. 5, może 10 minut.. A może tak mi się tylko zdawało. Cały świat, przestawał istnieć. Nie docierały do mnie już żadne dźwięki. Było cicho… Tak spokojnie… Wszystko wydawało się być takie wspaniałe… Śmierć nadchodziła wielkimi krokami…
Do moich uszu dotarły nagle stłumione krzyki. Poczułam jak ktoś, klęka przy mnie krzycząc moje imię. Ledwo otworzyłam oczy, by spojrzeć kto mnie odwiedził. Dostrzegłam jego anielską twarz i boskie rysy twarzy. Potwierdzeniem tego wszystkiego, były jego niewiarygodnie piękne błękitne oczy. Zmierzwione brązowe włosy, delikatnie opadały na niebieskie oczy. Chłopak wciąż krzyczał coś do mnie, ale ja nie potrafiłam wyłapać żadnych słów z tego niewyraźnego bełkotu. Lekko udało mi się unieść kąciki ust, lecz zaraz po tym odpłynęłam, mając w pamięci jedynie spojrzenie jego zabójczych oczu…
Oślepiło mnie ostre światło żarówek. Wzrok nie przyzwyczaił się jeszcze do światła. Ale... Czy ja umarłam? Po kilku minutach, z powrotem podjęłam próbę otwarcia oczu. Słuch dopiero zaczął powracać do normy dzięki czemu usłyszałam pikanie aparatury szpitalnej… Cholera…. Czyli chyba jednak żyje.
Obudziłam się w śnieżno białej szpitalnej Sali. Za oknami było już ciemno. Obok mnie, dostrzegłam dużo sprzętu, a na swoim nadgarstku, grubo zawiązany bandaż. Delikatnie podniosłam głowę i dopiero teraz dostrzegłam, że tuż obok mnie, na krzesełku siedział on.
- Loui… Co ty tutaj robisz? – zapytałam słabo. – Powinieneś być w trasie.
- Cśśś, to nie ważne. – rzucił, a ja dostrzegłam, że ma zaszklone oczy. – Miałem przeczucie, że dzisiaj coś się stanie. – Lou chwycił mnie za rękę. – Wsiadłem w pierwszy lepszy samolot i przyleciałem do Ciebie.
- Miałeś przeczucie? – niedowierzałam.
- Zawsze mam, jeśli chodzi o Ciebie. – uśmiechnął się gorzko, a po jego policzku spłynęła łza. – Tak cholernie bałem się że cię stracę.
- To wszystko przez niego… On mnie zdradził…. – zaczęłam, ale Louis mnie uciszył.
- Słońce, nie przemęczaj się. Opowiesz mi kiedy indziej. Jak odpoczniesz trochę. Straciłaś dużo krwi. Jesteś osłabiona. – ścisnął moją dłoń mocniej.
- A położysz się koło mnie, żebym mogła cię przytulić? – spojrzałam na niego, a on tylko zdjął buty i wskoczył pod kołdrę obok mnie.
- Nigdy więcej mi tego nie rób. Nie ważne co by się działo i kiedy, dzwoń nawet jakbym miał wywiad.- powiedział tuląc mnie do siebie.
- Dziękuję Louis. – szepnęłam zaciągając się zapachem jego perfum.
- Od tego są najlepsi przyjaciele skarbie. – odparł, poczym złożył na czubku mojej głowy delikatny pocałunek.
_________________________________________________
BARDZO WAS PROSIMY, WYRAŹCIE SWOJĄ OPINIE W KOMENTARZACH! Chcemy widzieć jak odebraliście tą informację.
P.S. Nie oszczędzajcie słów....
No cóż… Nie pozostało nam nic innego jak się pożegnać… Cholera, nie znoszę pożegnań….
Do następnego spotkania Kochani… Trzymajcie się :*
Wasze Kochające Alice&Eliza